niedziela, 24 listopada 2013

Odkrywanie miasta: pierwsze podejście

Od dawna kusiło mnie wybranie się po mniej znanych zakamarkach Krakowa w celu poznawczym, jednak za każdym razem coś stawało na przeszkodzie. Tym razem jednak się udało i w czwartek miałam okazję odbyć dłuższą wycieczkę po kilku krakowskich lokacjach. Zwiedzanie rozpoczęłam od dwóch fortów znajdujących się na ulicy Fortecznej, a dokładniej, "Fortu Borek", zaś po nim "Fortu Łapianka". Pogoda nie była zbytnio sprzyjająca, tak więc moja przygoda zaczęła się w przepełnionej deszczem ciemności, jednak dodało to jeszcze więcej uroku tak ciekawym przecież miejscom.

Fort "Borek" to główny fort artyleryjski, który powstał w latach 1885-1886, zaliczał się on do VIII sektora obronnego Twierdzy Kraków, obejmującego tereny między dolinami Wilgi i górnej Wisły; jest to artyleryjski fort dwuwałowy. Zadaniem jego było ryglowanie wylotów dróg oraz bronienie traktu wiedeńskiego (czyli obecnej Zakopianki) i podejść do promienia fortecznego od strony Libertowa.
Podczas II wojny światowej w forcie przetrzymywani byli rosyjscy oraz francuscy jeńcy; do lat dziewięćdziesiątych XX wieku mieściła się tu baza samochodowa i sprzętowa spółdzielni budowlanej.
Znajduje się między ulicami Korpala, Krygowskiego oraz Forteczną.










Następnie zaś odwiedziłam fort pancerny pomocniczy 52a "Łapianka" (Jugowice), czyli kolejny z krakowskich fortów. Powstał on w latach 1896-1902 i wzmacniał obronę południowej flanki twierdzy, umożliwiając panowanie nad traktem wiedeńskim (obecna ulica Zakopiańska). Jego głównym uzbrojeniem były cztery wieże pancerne wyposażone w armaty 8 cm M94. Jest on jednym z 14 krakowskich fortów obronnych. Nieopodal niego zlokalizowana była bateria artyleryjska do obrony dalekosiężnej. Obiekt ten przewidziany jest do zagospodarowania na Muzeum Ruchu Harcerskiego. Znajduje się on około 100-150 metrów od ulicy Fortecznej.







Klimat panujący w fortach przypadł mi do gustu, czuć było w nich duchy przeszłych wydarzeń, zaś kapiąca gdzieniegdzie z sufitu woda, wraz z całkiem porządnej wielkości podziemnymi jeziorkami jedynie dodała tym miejscom uroku. Było to bardzo interesujące, przyjemne, specyficzne przeżycie i zrealizowanie jednego z marzeń. Mam nadzieję powtórzyć tę wyprawę, szczególnie, iż teraz będę lepiej wiedzieć na co warto zwrócić uwagę, tak więc zdjęcia będą lepiej oddawać panującą tam atmosferę.

Po dwóch fortach zwiedziłam również "nawiedzony dom" na Rzące wraz z przyległościami oraz kamieniołom przy kopcu Krakusa. Niestety, aparat fotograficzny nie wytrzymał ilości wrażeń, tak więc nie podzielę się zdjęciami z powyższych miejsc, jednak przy kolejnej wyprawie nie omieszkam zrobić ich w pierwszej kolejności oraz podzielić się nimi na blogu.

Cóż więcej mogę powiedzieć? Polecam tę formę aktywności wszystkim, którzy tak jak ja gustują w miejscach dziwnych, opuszczonych, "strasznych", czy w jakikolwiek inny sposób "klimatycznych". Jest to przygoda o wiele lepsza od sztampowego zwiedzania pięknych europejskich miast, a darmowa i dostępna dla każdego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz